piątek, 25 maja 2012

om nom nom

na razie tylko sprawdzam, jak to będzie wyglądać.

nosz kurwa, dlaczego oni usuwaja blogi na onecie, jebani.

     To niesamowite, że jest tu zawsze jak wiosną - nawet na początku grudnia. W tym samym czasie, kiedy ludzie na wschodzie noszą grube płaszcze i witają się słowami „kurwa, ale zimno”, w Barcelonie nic się nie zmienia. Dziewczyny nadal chodzą w dekoltach, ludzie śpią na łóżkach bez kołder lub na hamakach przed domem, słońce wciąż razi po oczach, deszcz rzadko kiedy przynosi ulgę, a starsze ulice i dzielnice handlowe przesiąknięte są zapachem potu. Można by nawet przypuszczać, że to miasto leży gdzieś w równoległym wszechświecie i nikt za takie twierdzenie nie zostałby spalony na stosie. Mieszkańcy jednak przyzwyczajeni byli do takiego życia – ba, innego nawet nie znali. Zdarzali się i tacy, którzy przez Jardins del Turó de Monte Rols przechodzili tylko dlatego, by skrócić sobie drogę. Nie potrzebowali bowiem czerpania energii z tych kiczowatych drzewek, bo nie wierzyli w ich magię. To było dobre tylko dla turystów. Takiego zdania była również Lolita, która przechodząc w nienaturalnie wysokich obcasach po drewnianym mostku wyszła z parku, trzymając pod pachą teczkę z dokumentami i telefon przy prawym uchu. Ubrana w elegancki, beżowy żakiet rozejrzała się dookoła by sprawdzić, czy nie jedzie jakiś samochód. Przeszła w pośpiechu przez Ronda de General Mitre, pozostawiając za plecami całe Jardins del Turó de Monte Rols i tych wszystkich ludzi, których nawet nie znała.
- Dam sobie radę – zapewniła swojego rozmówce przez telefon. Skręciła w jedną z wąskich uliczek pełną spróchniałych i pootwieranych na oścież okiennic, w której było o wiele chłodniej. – Nie powiem, żebym była zachwycona, bo musiałam zwinąć się wcześniej z uczelni, ale to w końcu moja praca jakby nie patrzeć…
- Naprawdę nie wiem, co się z nim dzieje – stłumiony głos Lionela pełny był zarówno zmęczenia, jak i przejęcia, co dawało razem przedziwny efekt. – To znaczy się oboje wiemy, ale nie mówimy tego głośno.