wtorek, 25 grudnia 2012

Dzięki Bogu jestem piękna

OPOWIADANIE 6

Hasła: brak logiki jest filozofią, człowiek ciągle odkrywa samego siebie i nigdy do końca się nie pozna, rutyna bywa destruktywna, postawa wobec tragedii zależy od stosunków z drugim człowiekiem, dramat może zmienić coś na lepsze, ludzie nie powinni walczyć ze swoimi uczuciami ze względu na pewną porażkę, ciemność jest czynnikiem skłaniającym do retrospekcji, strach jako czynnik budzący uczucia i skłonność do wyznań, największą miarą miłości jest miłość bez miary


     Zachody słońca oglądane z jednej z dwóch plaż Barcelony to prawdopodobniej najpiękniejszy widok, jaki może istnieć. Tabuny ludzi wybiera się tutaj, by na własnej skórze poczuć magię tego zjawiska, które sprzyja bardzo wielu spontanicznym decyzjom. Wbrew pozorom wiązanie z tym miastem ważnych chwil życia nie jest niczym nadzwyczajnym: oświadczający się tu codziennie mężczyźni nie robią tu już na nikim żadnego wrażenia. Wręcz przeciwnie – mieszkańcy Barcelony, którzy mijają ich podczas powrotu z pracy, z pogardą patrzą na takie pary jednogłośnie stwierdzając, że nie ma już nic mniej oryginalnego. Nuda, tandeta i brak wyobraźni będący konsekwencją zbyt wygórowanych oczekiwań. Są nawet dni, gdzie Platja de Sant Sebastiá wygląda jak pole pod Krzywą Wieżą w Pizie – z tą różnicą, że we Włoszech wszyscy w pozie do zdjęć podpierają wieżę, a w Barcelonie klęczą z pierścionkami i cielęcym zachwytem. Ci, którzy mają to na co dzień, znajdują się u granic wytrzymałości. No bo ileż można?
     Ale gdy zachodzi słońce, coś się kończy. Zawsze.
     Spory fragment Platja de Sant Sebastiá widoczny jest z okna ogromnej willi nieco na północ. Aż trudno uwierzyć, że wpada przez nie to samo słońce. Lawendowe zasłony pięknie odbijają promienie barwy krwistej czerwieni – póki nikt ich nie zasunie i nie włączy nocnej lampki. Wtedy już nic nie pozostaje z tej wieczornej, barcelońskiej magii. Niektórzy jednak właśnie tego potrzebują, by nie żyć życiem innych.
     Lolita leżała na środku wielkiego, małżeńskiego łoża. Czuła się nieswojo wiedząc, że nie powinna się tak przyzwyczajać. Nie ściągnęła nawet trampek z nóg – ziewnęła rozlegle, zmęczona kolejnym dniem pełnym życiowych wyzwań. Podświadomość dobijała ją faktem, że mimo wszystko nie może jeszcze pójść spać. Pracowała już od kilkunastu godzin, a miała przed sobą jeszcze parę następnych. Rozchyliła ramiona, by objąć ubrane w różowe piżamki Olayę i Zaidę. Ich mokre włoski zmoczyły jej rękawy białej bluzki z fotografią stadionu i napisem „Home is there Camp Nou is”. Ze względu na zaufanie i otwarty stosunek do innych często była proszona o opiekę nad dziećmi przez przyjaciół Leo, którzy byli przecież i jej przyjaciółmi.
- No, miśki – zaczęła pozwalając, by dziewczynki przytuliły się do niej. – Tatuś jeszcze ma trening, a później jedzie po mamę na dworzec i dostanę niezłe kazanie, jeśli mi nie zaśniecie.
- Ciociu? (od autora: w FCB panuje zwyczaj, że dzieci piłkarzy do kolegów z ich klubu i innych drużyn zwracają się do nich per wujek, a do ich partnerek: per ciocia, co pozwala im zżyć się jako piłkarska rodzina) – Zaida przetarła zmęczone oczka zaciśniętą piąstką. – A wujek Leo nie jest zły, że siedzisz w łóżku taty?
- Myślę, że nie – zaśmiała się hardo. – Ale nie mówcie tacie, że nie ściągnęłam butów, dobrze?
     Obie dziewczynki przytaknęły jej sennie. Ogromny ciężar spadł jej z serca: przed jej oczami bowiem pojawił się widok zdenerwowanego Davida, który z wściekłości celuje w nią pistoletem na kapiszony. Lolita uniosła brzeg żółtej kołdry przesiąkniętej miłością do Barcelony, by przykryć nią całą trójkę. Nie protestowała, gdy Olaya położyła jej główkę na piersi. W międzyczasie przypomniała sobie o obietnicy złożonej Patricii przez telefon: kiedy zasną, musi zrobić pranie. Ogromne pranie, w którym znaleźć się mają wszystkie koszulki, getry i spodenki Davida znajdujące się w garderobie wielkości sporego salonu.
     Wyciągnęła na chwilę rękę, by zgasić światło. Widziała, że nie będzie potrzebowała żadnej bajki czy przyśpiewki, aby zasnęły: Olaya odpłynęła niemal od razu, Zaida zaś pocałowała ją jeszcze w ramię, zanim sama zamknęła oczy i pomyślała o czymś, czego prawdopodobnie sama jeszcze nie rozumiała. Lolita wiedziała, że nie może się teraz poruszyć, więc ulokowała głowę na poduszce i zaczęła wpatrywać się w ogarnięty ciemnością sufit. Słońce już prawie zaszło, a zasłony były niesamowicie szczelne.
     Czując na swojej skórze oddech obu dziewczynek, zaczęła rozmyślać o rzeczach błahych i niewiele znaczących, takich jak zakupy, nowa para butów z wystawy czy popołudniowy spacer, który wymęczył ją do cna. Uwielbiała zajmować się dziećmi, ale tego dnia było tak gorąco, że niemal gotowała się w swoim ubraniu. W dodatku spaliła sobie ramiona i pod bluzką wyglądała jak dojrzały burak. Wyobraziła sobie, że wcale nie leży zamknięta w czterech ścianach, a na trawie przed swoim domem, patrząc w gwiazdy zamiast na warstwy tynku. Pomyślała, że gdyby tak rzeczywiście było, robiłaby to sama. Dziwnie jej było brać pod uwagę opcję, że nie byłoby przy niej nie tyle osób trzecich, co drugich. Jeśli wiecie, co narrator ma na myśli.
     Kiedy dotyk skóry Olayi i Zaidy przestał być wyczuwalny, zorientowała się, że zasypia. Zatrzymała się na tym etapie wiedząc, że musi czuwać jeszcze przez kilka minut, by nie wybudzić ich swoim nagłym wyjściem z łóżka z pierwszej fazy snu. Ugrzęzła w próżni półsnu, próbując uporządkować w głowie rozbiegane myśli. Wbrew swojej woli przypomniała sobie o rozmowie z Lionelem, która miała miejsce trzy dni wcześniej na huśtawce w ich ogrodzie. Skupiła się na niej, nie mając nic lepszego do roboty.

     Leo przerwał jej wtedy czytanie książki o ekonomii pytaniem, dlaczego ludzie nie potrafią się cieszyć. Powiedział, że z dobrej lub nawet neutralnej chwili należy czerpać radość, bo kiedy nastaną gorsze dni, ludzie będą tak przyzwyczajeni do smutku, że nie będzie można zidentyfikować u nich tego stanu i przez to im pomóc. Lolita spytała ze zmarszczonym czołem, czemu zaprząta sobie tym głowę, lecz w odpowiedzi otrzymała jedynie beznadziejny widok opuszczonych oczu. Lionel przyznał się, że wpadł w rutynę i należałoby coś z tym zrobić. Nie umiał jednak sprecyzować, o co dokładnie mu chodzi. Na dalsze pytania odpowiadał ogólnikami lub lekceważącymi ruchami ramion, ewentualnie głowy. Po trzydziestu minutach jednostronnej rozmowy – żeby nie nazwać tego monologiem - powiedział, że musi zacząć jakiś nowy etap w swoim życiu, bo jeśli tego nie zrobi, straci swoją i tak zmienioną tożsamość. Niepokojący był fakt, że nigdy wcześniej nie rozmawiali w taki sposób, więc gdy tylko skończył swoją i tak mało zwięzłą wypowiedź, zapytała, czy musiałoby coś się stać, by odzyskał wiarę w siebie. Odparł, że chciałby, aby jakiś czynnik utwierdził go w przekonaniu, że niczego nie powinien zmieniać. Chciał czegoś, co na moment zaburzy równowagę w jego głowie i sprawi, że już nigdy nie zwątpi w swoją wartość. Tutaj Lolita się zgubiła. Zapytała jednak, czy mówiąc w ten sposób i używając miliona słów zamiast jednego, ma na myśli ją.
     Rozmowy nie dokończyli, bo klakson auta podjeżdżającego pod bramę z drugiej strony domu oznajmił im, że David przywiózł jej Olayę i Zaidę do opieki, a przy okazji miał zabrać Leo na trening.

- Pszszsz.
     Lolita otworzyła oczy, jednak zbyt intensywny strumień światła od razu ją oślepił. Zacisnęła powieki, broniąc się ręką jak przed uderzeniem. Naciągnęła kołdrę na głowę czekając, aż dojdzie do siebie po niespodziewanym kontakcie z jasnością. Uchylała jej brzeg bardzo powoli i stopniowo nie wiedząc, co jest przyczyną jej nagłego przebudzenia. Świecące źrenice, które pojawiły się nad jej włosami zaraz po wynurzeniu się z fałd pościeli nie były jej obce. Rozejrzała się wokół: w łóżku nie było ani Zaidy, ani Olayi. Zegarek na stoliku nocnym wskazywał drugą nad ranem.
- Gdzie są dziewczynki? – spytała sennie, jakby marudnie. Wyciągnęła się, wbijając się jeszcze głębiej w poduszki.
- Zaniosłem je do swoich łóżek – David trzymał w dłoni małą kieszonkową latarkę, której strumień światła jeszcze przed chwilą kierował w stronę jej twarzy jak lekarz badający u swojego pacjenta bezwarunkową reakcję na bodźce.
- Mój Boże, pranie – wymamrotała, jeszcze nie do końca rozbudzona.
- Zapomnij o praniu – rzucił, kucając przy łóżku i opierając łokcie tuż przy jej tułowiu. – Dziękuję ci bardzo za opiekę nad dziewczynkami i pozwolę ci zaraz dalej spać. Musisz mi odpowiedzieć tylko na jedno, bardzo ważne pytanie.
     Blondynka wyciągnęła się raz jeszcze i mruknęła pod nosem, co w jej języku oznaczało, że zamienia się w słuch. Zamknęła oczy, które na tę chwilę preferowały zupełną ciemność.
- Czy Gabriela kontaktowała się dzisiaj z tobą? – spytał, chowając latarkę do szuflady szafki.
- Rano nagrałam jej się na pocztę, żeby odebrała mi sukienkę ze sklepu w centrum, którą miałam odłożoną pod ladą – powiedziała, tłumiąc ziewnięcie dłonią. – Wczoraj mówiła mi, że idzie na zakupy, a ja musiałam dziś przecież siedzieć z dziewczynkami.
- I po południu była umówiona na mieście z Danielem, z którym miała wrócić potem do domu, prawda? – brnął dalej, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
- Mhm, na Passeig de Grácia. To znaczy chyba tam… nie, na pewno tam.
- No to wiedz, że tam nie dotarła.
     Lolita uniosła powieki, by spojrzeć na niego z podniesioną brwią. Wyciągnęła spod kołdry lewą rękę, na której leżała i wsparła się na łokciu, wolną dłonią odgarniając włosy.
- Jak to nie dotarła? – zdziwiona dziewczyna rozbudziła się na dobre.
- Nie przyszła na spotkanie – odparł, wyraźnie zmartwiony. Położył kciuka na swojej przecinkowatej bródce: robił tak zawsze, gdy się nad czymś głęboko zastanawiał. – Na domiar złego nie odbiera telefonów. Ma włączoną komórkę, ale nie odbiera.
- To jakieś jaja – powiedziała ożywiona, podnosząc się na łóżku. Dopiero teraz zaczął ogarniać ją niepokój i zdenerwowanie, potocznie zwane paniką. Oparła się dłonią o ramię Davida, by nie przechylić się w bok z powodu zaburzenia równowagi zbyt nagłą zmianą pozycji. – Co z Danielem?
- Siedzi na dole i zaraz potłucze mi wszystkie talerze oraz pobudzi dzieci – oznajmił, pomagając jej wstać. – Patricia z nim siedzi, ale powoli nie daje rady. Proszę, zejdź tam i pomóż mi.
     Na jakąkolwiek zachętę nie musiała dłużej czekać: zwinnie wyskoczyła na puchaty dywan, przyklepując w biegu włosy. Przypomniała sobie, że wciąż ma na nogach trampki, więc chcąc uniknąć jakichkolwiek uwag ze strony przyjaciela przyspieszyła kroku, by zniknąć za drzwiami sypialni jeszcze zanim ten zdążył się podnieść. Zbiegła szybko po schodach, będąc z każdym ich stopniem coraz bardziej zaniepokojona. Niedotrzymywanie obietnic, nawet takich drobnych nie było w stylu Gabrieli: była ostatnią osobą, która nie przyszłaby w umówione miejsce, tym bardziej na spotkanie ze swoim własnym partnerem. Fakt, że nie oddzwoniła po odsłuchaniu jej wiadomości nie wydawał jej się jakoś specjalnie podejrzany, bo opieka nad dziewczynkami pochłonęła ją niemal na pełnej linii. Nie wiedziała, jak to wyjaśnić ani nie chciała też wysuwać zbyt wczesnych wniosków. Niemniej jednak martwiła się o nią i o Daniela, którego zobaczyła przy przeskakiwaniu przez trzy ostatnie stopnie schodów. Siedział z łokciami opartymi o kolana i wzrokiem wlepionym w podłogę, a Patricia trzymała mu rękę na plecach i nie za bardzo wiedziała, co mogłaby jeszcze zrobić czy powiedzieć. Spojrzała pytająco w stronę zbliżającej się do nich Lolity, słysząc skrzypienie zamykanych na górze przez Davida drzwi sypialni.
- Daniel – nie miała zamiaru bawić się w jakieś przywitania czy pytania retoryczne. Bez zastanowienia usiadła przy jego drugim boku. Gorycz ogarnęła jej serce, kiedy nawet nie podniósł głowy.
- Miliard – szepnął do siebie, wsadzając sobie palce do oczu i robiąc nimi koła na skórze jak zawsze, gdy chciał się na czymś skupić. – Miliard razy do niej dzwoniłem.
- Nie rozmawiałam z nią od wczoraj – przyznała się wiedząc, że żadne oklepane zwroty typu „nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze, na pewno wszystko się wyjaśni” nie mają tutaj racji bytu. – Chłopcy nic nie wiedzą?
- Każdy mówi to samo. Zresztą, ich to nie obchodzi.
- Bez przesady – zganiła go, nie będąc jednak pewna co do słuszności zastosowania tego tonu. – Bo co mają ci innego powiedzieć?
- Gdyby to tobie coś się stało, Leo poruszyłby niebo i ziemię – rzucił jakby z wyrzutem do niej samej. Nie miała siły w psychice, by zaprzeczyć.
- To czemu ty nie poruszysz?
- Byłem dziś w każdym zakątku Barcelony po pięć razy. Nie wiem, co dalej. Jestem zmęczony i chyba się boję.
     Lolita wymieniła się bezradnymi spojrzeniami z Patricią. Obydwie nie miały zielonego pojęcia, co zrobić ani co powiedzieć. Były pewne tylko jednego: nie mogli tak siedzieć bezczynnie. Nawet, jeśli Gabriela postanowiła zostać na noc u jakiejś koleżanki i po prostu w natłoku wrażeń zapomniała go o tym powiadomić, a telefon wrzuciła do innej przegródki torebki niż zwykle, w dodatku z wyciszonym dźwiękiem – należało to sprawdzić. David stał w oddali, oparty bokiem o ścianę przy schodach. Wyglądał na sennego, ale nie w głowie było mu się kłaść. Wszyscy byli na tyle ożywieni, by myśleć na pełnych obrotach.
- Wróć do domu – poradziła mu Patricia, klepiąc go delikatnie po karku. – Może już wróciła, a ty o tym nie wiesz. Jest noc, nie wypada teraz do nikogo wydzwaniać.
- Ja w drodze do domu rozejrzę się w miejscach, w które razem chodzimy – zaoferowała Lolita. – Będę cały czas pod telefonem.
     Wiedziała, że nie ma co liczyć na żadną reakcję z jego strony – Daniel wciąż siedział nieporuszony niczym skała, z ukrytą w dłoniach twarzą i napiętymi mięśniami. Lolita bez słowa wstała i kiwnęła im na pożegnanie. Patricia odpowiedziała jej serdecznym, delikatnym uśmiechem, David zaś pomachał jej sztywno, wyraźnie zaabsorbowany jakimiś rozmyślaniami. Pomacawszy kieszenie i stwierdziwszy, że klucze do auta znajdują się na swoim miejscu, otworzyła drzwi i wyszła, pozostawiając za plecami grobową atmosferę.
     Kiedy poczuła wiatr, zdała sobie sprawę, że jest przerażona.

     Była trzecia dziesięć, kiedy zaparkowała auto na podjeździe przed domem. Zgasiła silnik i wyciągnęła kluczyki ze stacyjki nie wiedząc, co jeszcze powinna zrobić. Przejechała wszystkie ulice Barcelony, objeździła wokół wszelkie parki i rozejrzała się nawet w miejscach, w których jest zupełnie pusto i niemal niemożliwe jest znalezienie w nich jakiegoś człowieka. Miała łzy w oczach, kiedy oparła się o tapicerkę i spojrzała przed siebie na drzwi kremowej willi. Ponad jej dachem widać było miliony gwiazd, które świeciły na granatowym niebie tak pięknie, że z chęcią położyłaby się w ogrodzie i obserwowała je aż do rana wiedząc, że nie ma opcji, by zasnęła. Od niechcenia spojrzała na niewielkie zdjęcie, które woziła ze sobą zawieszone pod lusterkiem niczym odświeżacz powietrza. Faktycznie odświeżało jak nic innego, ale nie powietrze, tylko jej wspomnienia.
     W tle znajdowało się jakieś tłoczne przedmieście Rosario w Argentynie. Ludzie obijali się o siebie, słońce świeciło niemiłosiernie, po lewej stronie widać było kawałek kramu z owocami. Gdzieś w oddali można było dopatrzyć się brązowego, bardzo starego budynku, który kiedyś był szkołą, dziś zaś funkcjonował jako urząd miejski. Był brzydki i w żadnej mierze nie pasował do otoczenia. Na pierwszym planie, ujęta od pasa w górę, z uśmiechem jak hollywoodzka gwiazda Lolita pochylała się lekko, nie spuszczając zwykle rozbieganego wzroku z fotografa. Za nią zaś, mimo gorąca ubrany w białą koszulę z długim rękawem Lionel obejmował jej szyję ramionami, śmiejąc się nie wiadomo z czego. Zdjęcie zrobione było podczas jednego z pierwszych wspólnych pobytów w rodzinnym mieście Leo, podczas którego mężczyzna przedstawił ją swojej rodzinie jako jedyną kobietę, z którą chce spędzić życie.
     Lolitę ogarnęły wątpliwości, czy aby na pewno mówił wtedy prawdę.
     Dziewczyna potrząsnęła głową, by odpędzić od siebie zbyt głupie i bezpodstawne myśli. Westchnęła głośno i otworzyła drzwi swojego Infiniti, by wysiąść z auta wprost na kafelki podjazdu. Szybko, niemal automatycznie włączyła alarm i skręciła w lewo, ku drzwiom ogromnego domu. Po ciemku wszystko wyglądało na uśpione, jednakże dzięki wielkiemu oknu zauważyła, że ze środka salonu dobiega do niej blask włączonego telewizora, co oznaczało, że Leo nie śpi. Przyspieszyła kroku, mało nie przewracając się na wycieraczce. Nie musiała nawet szukać kluczy – drzwi wejściowe nie były nawet zamknięte, a uchylone. Weszła do środka z ostrożnością, jakby dokonywała włamania.
     Bezdźwięcznie zatrzasnęła je, kiedy znalazła się w środku. Rozejrzała się dookoła jak włamywacz w celu wybadania sytuacji. Nie myliła się: na ogromnym, plazmowym telewizorze leciał jakiś film dokumentalny, którego jednak nikt nie oglądał. Lionel spał rozwalony na całej długości kanapy, prawa noga zwisała mu niepewnie tuż nad ziemią. Ubrany był w kraciastą koszulę i jeansy, co oznaczałoby, że na nią czekał. Lolita uśmiechnęła się do siebie i podeszła do niego na palcach w nadziei, że jej przybycie go nie rozbudzi. Z poduszką przy policzku wydawał się być o wiele bardziej bezbronny i przypominał kogoś zatroskanego. Dziewczyna bezszelestnie ściągnęła koc z oparcia kanapy i rozłożyła go, przeciągając materiał nad nim i przykrywając go od kostek aż po szyję. Kiedy pochyliła się, by pocałować go w skroń na dobranoc, ten niespodziewanie otworzył oczy. W pierwszej chwili drgnęła przestraszona, nie spodziewając się jego przebudzenia.
- Przepraszam – szepnęła, lekko speszona. – Nie chciałam.
- Czekałem na ciebie – odparł sennie, przecierając oczy jak Zaida, kiedy jest zmęczona. – I na jakieś wieści od Gabrieli.
- Niestety, niczego nowego się nie dowiedziałam – westchnęła, wyraźnie zmartwiona. – Bardzo się boję.
- Chodź, połóż się – Lionel uniósł brzeg kremowego koca i przesunął się w stronę oparcia, by zrobić jej miejsce. Nie chciało mu się przenosić na górę do sypialni, więc stwierdził, że jedna noc na kanapie nie zrobi mu różnicy ani korona mu z głowy nie spadnie.
     Lolita zsunęła z nóg swoje trampki czując, że Leo nadal stwarza jakieś pozory normalności, nie chcąc do końca się przed nią otworzyć. Zwinnie wsunęła się w wolną przestrzeń pod kocem, czując bijące od niego ciepło. Przytuliła się do niego z łokciami przy ciele czekając, aż opuści dłoń trzymającą brzeg koca i obejmie ją, przykrywając przy tym szczelnie. Usadowiwszy się wygodnie na boku przymknęła oczy, nie zamierzając jednak zasnąć. Po prostu szukała ukojenia i zrozumienia.
- Nie mam pojęcia, gdzie mogła pójść – przyznała, przyciskając czoło to jego obojczyka. – Nie wiem, po raz pierwszy w życiu nic nie wiem.
- Nie denerwuj się, błagam – szepnął jej do ucha tonem, który zazwyczaj ją uspokajał. – Jeśli do rana się nie odezwie, zgłosimy zaginięcie. Niech nie przeraża cię to słowo.
- To moja przyjaciółka, powinnam wiedzieć, gdzie idzie.
- Przecież wiedziałaś – sprowadził ją na ziemię, ściskając mocno jej dłoń. – Ale nie pojawiła się tam, gdzie powinna. Nie masz na to wpływu.
- Jestem beznadziejnym człowiekiem, Lionel. Gabriela mi gdzieś ginie, ty rozmawiasz ze mną za pomocą ogólników, jakbyś mnie nienawidził, wszystko się wali.
     Umilkła, jakby oczekując na dalszy rozwój rozmowy. Nic takiego jednak nie nastąpiło: Leo przygryzł dolną wargę i przytulił ją mocno do siebie, jednakże bez jakiegokolwiek duchowego zaangażowania. Był wyraźnie zmieszany faktem, że chciała wrócić do tamtej konwersacji. Widocznie jeszcze wszystkiego do końca nie przemyślał bądź też nie wiedział, czy idzie w dobrym kierunku. Niemniej jednak wiedziała, że cokolwiek tam w środku tłumi: czuje się z tym okropnie. Nie miała pojęcia, jak mu pomóc. A może po prostu bała się wykonania zbyt pewnego kroku w przód.
     Lolita zniknęła gdzieś w fałdach koca, chowając się przed światem i poszukując ciszy. Nie zaznała jej jednak: niespodziewanie w jej uszach rozbrzmiał dźwięk piskliwego, wręcz drażniącego dzwonka. Poczuła, jak mięśnie brzucha Leo napinają się jakby w zaniepokojeniu. Jak kot, który wyczuwszy zagrożenie puszy się, gotowy stanąć w obronie przetrzymywanych w kącie koszyka kociąt. To było poniekąd miłe.
- To zapewne Daniel – wyjaśniła, wyślizgując mu się zwinnie z ramion i podskakując na palcach w samych skarpetkach w stronę drzwi. – Obiecałam mu, że będziemy w kontakcie. Może coś wie.
- O trzeciej dwadzieścia? – spytał, jakby nie przekonany i lekko zły. Pozostał na swoim miejscu, nie ruszając się nawet o milimetr ani nie wychodząc spod koca.
     Dziewczyna wywróciła oczami, czując w żołądku lekki ucisk. Bez zastanowienia nacisnęła klamkę drzwi wejściowych, by przyciągnąć je do siebie i otworzyć niemal na oścież. Lampka na fotokomórkę zapaliła się sprawiając, że cofnęła się w tył na widok tego, co zobaczyła.
     Oto przed nią stała mokra w każdym calu Gabriela, choć noc była duszna i bezchmurna. Miała spuszczoną głowę, czarne włosy zakrywały jej drżącą twarz. Wystawał tylko niewielki fragment oka i policzka, po których spływał rozmazany tusz do rzęs. Ręce miała skrzyżowane na roznegliżowanej piersi, jej koszula była rozwiana i bez guzików, w dodatku podarta. Wisiała na niej jak szmata na połamanym, nieproporcjonalnym manekinie. Na stopach nie miała butów, a jej zwykle białe spodnie splamione były krwią. W kroku.
     W takim stanie przechyliła się w przód, wprost w ramiona przerażonej Lolity. Złapała ją, jednak sama zachwiała się pod jej ciężarem zwielokrotnionym przez bezwładność i siłę grawitacji.
- Mój Boże, Lionel, pomóż mi – wycedziła piskliwe przez krtań. Leo niemal natychmiast niczym pantera odbił się od wezgłowia i podbiegł do obu dziewczyn, które klęczały na podłodze salonu. Szybko zebrał się w sobie, biorąc otępiałą Gabrielę na ręce i w mgnieniu oka przenosząc na kanapę. Mimo trzeźwego myślenia był równie zdezorientowany i przestraszony, co Lolita. Nie miała siły protestować, kiedy posadził ją na brzegu sofy, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowała się jego głowa. Odsunął się prędko, by Lolita mogła do niej dotrzeć.
     Gabriela zacisnęła mocno zakrwawione uda, trzymając między nimi złożone dłonie i płacząc rzewnie nową serią.
- Zadzwoń po Daniela – rzuciła blondynka w jego stronę. Ten przytaknął jej, sięgając po leżący przy telewizorze telefon i znikając z nim na schodach. Za pomocą spojrzenia stwierdzili zgodnie, że jeszcze nie czas zawiadamiać policji ani pogotowia, choć co do tego drugiego nie byli w stu procentach pewni.
- Powiedział, że jestem piękna – zapłakała Gabriela, kuląc nogi jakby z powodu nowej fali bólu.
- Kto ci tak powiedział? – spytała półszeptem, mając łzy w oczach. Przytuliła jej głowę do serca, by wiedziała, że już nic jej nie grozi. Nie wiadomo było, komu na ten moment jest trudniej.
- Powiedział, że mam dziękować Bogu, że jestem piękna – powtórzyła, pociągając nosem i jeszcze dosadniej osłaniając swoje krocze. – Chcę do Daniela.
- Zaraz przyjedzie – zapewniła, odgarniając jej włosy za ucho. Twarz z rozmazanym makijażem wykrzywiona była grymasem bólu zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Drżała, kołysała się i sączyła powietrze, jakby miało go zabraknąć.
- Chcę do Daniela – powtórzyła się, wyprostowując nogi i spoglądając na smugi krwi, które wsiąknęły jej w materiał spodni.
     Lolita wiedziała, że tylko Daniel jest w stanie ją uspokoić. Nie mogła jednak uwierzyć w to, co zobaczyła ani też zaufać swoim spostrzeżeniom. Nie musiała pytać o to, co miało miejsce kilka godzin wcześniej. Nie śmiała nawet podejmować takiej próby. Żal ścisnął jej gardło na myśl, że ktoś zrobił jej krzywdę. Taką krzywdę. Dodatkowo bała się reakcji Daniela, kiedy stanie w progu ich drzwi i ujrzy ją na własne oczy. Zapowiadała się iście dantejska scena, a raczej jej kontynuacja. Spojrzała ukradkiem w stronę stojącego przy kuchennym blacie Leo, który również nie był pewien, co powinien zrobić. Z opartym o lodówkę biodrem wpatrywał się w drżącą, zakrwawioną Gabrielę i przytulającą ją Lolitą z na pozór stoickim spokojem. Co prawda nie wiedziała, jakie informacje przekazał mu przez telefon, była natomiast pewna co do tego, że pojawi się tu lada moment.
- Chcę do Daniela.
     Nie pozostało im nic innego jak czekać, nie odzywając się do siebie ani słowem.

     Wyobraziła sobie, co też takiego musiała przeżyć, doprowadzając się do takiego stanu. Krew o lepkiej konsystencji zakrzepła już doszczętnie na jej spodniach, pod których materiałem wyraźnie rysowały się włókna mięśni i kości. Ich białość była dobijająca i niebywale kontrastująca z tym, na co należało zwrócić uwagę, a jednocześnie nie mówić o tym głośno. Głęboko pod skórą Lolita czuła narastającą w sobie nienawiść do człowieka, który ośmielił się dotknąć ją w sposób, na jaki nie zasługiwała. I że spojrzał na nią nie tak, jak inni ludzie. Pomyślała nawet, że mogłaby być na jej miejscu.
     Do uszu całej trójki dobiegł dochodzący sprzed domu pisk opon. W przeciągu niespełna dwóch sekund dało się słyszeć ciężkie kroki masywnych butów uderzających o żwir podjazdu. Lolita odsunęła się prędko na przeciwległy brzeg sofy, chcąc uniknąć konfrontacji i ewentualnego zmiażdżenia. Siedziała teraz w milczeniu i czekała na to, co się stanie. Obserwowała, jak siniejąca Gabriela puszcza brzegi swojej podartej koszuli, nie mając już siły ich przytrzymywać. Ponownie podkuliła nogi, przez co jej pełne, zakrwawione uda wyglądały jeszcze tragiczniej. Kiedy drzwi otworzyły się robiąc wiatr, jakby w obronie przed czymś, co siedziało jej w głowie przycisnęła łokcie do tułowia, wciskając sobie dłonie między kolanami. Czuła się naga i bez tożsamości. A Daniel stał w progu ze skupioną miną, oddychając z otwartymi ustami.
     Gabriela uniosła oczy, trzęsąc się cała. W oczach mężczyzny pojawiła się trwoga i czysta rozpacz. Zrobił krok w przód, jednakże zatrzymał się, gdy tylko doszedł do wniosku, że jego gwałtowne ruchy wywołują w niej jeszcze większe przerażenie jakby w obawie, że i on może ją skrzywdzić. Schylił się więc jak sprinter podchodzący do biegu i począł zbliżać się do niej powolnie z rękoma w górze na znak, że ma pokojowe zamiary. Gabriela nie spuszczała z niego swojego wzroku, śledząc uważnie mimikę jego – jak się okazało kamiennej – twarzy. Gdy był już przy celu, zaczął zniżać się do jej poziomu, by ostatecznie klęknąć przy wezgłowiu sofy. Powolnie wysunął dłoń w przód, chcąc odgarnąć jej włosy z poranionego czoła. Wzdrygnęła się lekko, nie protestując jednak ani niczego nie manifestując. Daniel poruszył brwiami, co było jego ostatnią próbą opanowania emocji. Kiedy z bliska przyjrzał się krwi na górze jej spodni i zorientował się, że z jej koszuli zostały wyrwane guziki, przeszył go dreszcz. Chciał coś szepnąć, jednak ta wyciągnęła ręce, jakby chciała go przytulić, lecz nie mogła go dosięgnąć. Z reakcją bezwarunkową złapał jej chude ramiona i przycisnął ją do siebie w ułamku sekundy. Rozpłakała mu się w rękaw puloweru.
- Powiedz, że to nie to, o czym myślę – powiedział bardziej do siebie niż do niej, zaciskając mocno powieki i czując na piersi chłód od niej bijący. Nigdy nie miał tak nieelastycznego głosu.
- Powiedział, że jestem piękna – odparła tonem, jakby miała czekać ją za to kara. Daniel wziął głęboki oddech.
- Zabiję skurwysyna.
- Powiedział, że mam dziękować Bogu, że jestem piękna – jej głos załamywał się z każdym słowem coraz bardziej.
     Odsunął ją lekko od siebie tylko po to, by spojrzeć jej w oczy. Położył jej dłoń na policzku i wpatrując się w głębię jej cierpienia pozwolił, by po raz pierwszy w życiu zobaczyła jego łzy. Nigdy nie płakał i miał nadzieję, że nie będzie miał okazji, by udowodnić jej, że nie jest tak twarda skałą, na jaką wygląda. Tęczówki barwy orzecha lśniły jak szkło, a srebrne krople spływały w dół jak strumyczki, które wnoszą zbyt wiele. To był niebywale punkt kulminacyjny w eskalacji jego emocji.
     Lolita przypatrywała się im z boku nie wiedząc, czy może w takiej chwili oddychać. Przygryzając dolną wargę ogarnęło ją uczucie pustki i niemocy, którą odczuwał każdy przebywający w tym pomieszczeniu. Chciała zaproponować, by oboje poszli na górę i porozmawiali w ciszy bez udziału świadków, jednak nie miała pojęcia, czy wypada jej przerywać ich kontemplację. W dodatku nie była pewna, czy ją usłyszą.
- Kobieta należy do mężczyzny, kiedy nie czuje wstydu przed rozebraniem się przed nim – szepnął stojący za nią Lionel. Zapomniała, że też tutaj jest. – A mężczyzna należy do kobiety, kiedy nie wstydzi się przed nią płakać.
     Dziewczyna obróciła głowę. Patrzył na nią z góry i z takimi iskrami, jakich nikt nigdy jej nie podarował. Przykucnął, wyciągając ramiona i przyciągając ją do siebie. Westchnął głęboko.
- Gdybyś to była ty… - zaczął, mówiąc jej ledwie słyszalnie wprost do ucha. Urwał na chwilę. – Obiecaj, że nigdy nie będziesz na jej miejscu.
- Leo…
- Zapomnij o naszej rozmowie i bądź znów moją Lolitą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw coś po sobie.